Z pewnością bardzo trudno pisać o kimś, kogo się znało, szanowało w czasie przeszłym. Muszę jednak przyznać, że niniejszym czynię to z potrzeby serca i chwili. Dr Bolesław Suchocki był bowiem nietuzinkową postacią.
Od początku lat siedemdziesiątych związany z Instytutem Socjologii UAM, przez dekadę także z Akademią Medyczną w Poznaniu, gdzie kierował Pracownią Socjologii Medycznej. Przede wszystkim jednak był uniwersyteckim badaczem oraz dydaktykiem, wychowawcą kilku pokoleń socjologów, którzy uczyli się od Niego statystyki, metod i technik badań socjologicznych, metodologii nauk społecznych. Jego studenci z pewnością zapamiętali go jako biegłego statystyka, który nie tylko wprowadzał ich w tajniki analiz, lecz także potrafił liczyć w pamięci szybciej niż oni na kalkulatorach. Łącznie z wyciąganiem pierwiastków sześciennych…
Ale nie da się dr. Bolesława Suchockiego sprowadzić jedynie do tych efektownych umiejętności. I chyba nie warto. Jego dokonania są bowiem znacząco bardziej istotne. Warto podkreślić, iż lata pracy, badań i analiz socjologicznych czyniły z Niego jednego z najbardziej rozpoznawalnych ekspertów w dziedzinie doboru jednostek do badań czy technik pomiaru. Tylko część tych doświadczeń oraz wiedzy znalazła swoje miejsce w znanych książkach, których dr Suchocki był współautorem: Statystyczne opracowanie i interpretacja wyników badań socjologicznych (wraz z Jerzym Walkowiakiem) oraz Techniki pomiaru w socjologii (wraz z Jerzym Walkowiakiem i Renatą Suchocką). Na lata weszły one do kanonu lektur metodologicznych. A dziś można powiedzieć, że pozycje te skutecznie oparły się upływowi czasu i pozornie bogatemu „rynkowi” książki naukowej.
Uczestniczył w wielu projektach badawczych, w tym międzynarodowych. Planował je, organizował i prowadził ze znawstwem i ciekawością towarzyszącą badaczom-empirykom, którzy chcą odkrywać a nie jedynie potwierdzać. W kilku projektach uczestniczyłem wraz z Nim. Było to dla mnie doświadczenie niezwykłe, ponieważ wiedziałem, jak kompletnym jest badaczem. Miał do mnie zaufanie. Powierzał mi niezwykle trudne zadania, nie szczędził zwrotnej informacji, również tej krytycznej. To był ten najbardziej intensywny czas, w którym, można chyba bez przesady powiedzieć, że się zaprzyjaźniliśmy.
We wszystkim, co robił był niezwykle przenikliwy. Możliwie szeroko i z odniesieniem do wielu poziomów dociekał uwarunkowań zjawisk i procesów społecznych. Potrafił przy tym zaciekawić słuchaczy, choć trudno było Mu w tych rozważaniach dotrzymać kroku. Był bardzo wymagający, studenci Go lubili i cenili. Za wiedzę i gotowość dzielenia się nią, za otwartość i szczerość. Ale także za to, że zawsze z szacunkiem odnosił się do ludzi, w tym do własnych nauczycieli socjologicznego fachu. Wspominał ich zawsze z błyskiem w oku i pewną nostalgią.
Podobnie ja Go będę wspominał. Miałem zresztą szczęście do Mistrzów. Profesor Stanisław Kozyr-Kowalski, Profesor Kazimierz Doktór i Doktor Bolesław Suchocki. Ale chronologicznie to On był pierwszy. To z Nim odbywałem jedne z pierwszych zajęć na poznańskiej socjologii w latach 1993-1998. Potem spotykaliśmy się co rok, ponieważ wybrałem specjalizację w zakresie praktycznych zastosowań socjologii, którą oferował Zakład Metodologii Socjologii, wraz z doc. Jerzym Walkowiakiem i właśnie dr. Bolesławem Suchockim jako prowadzącymi główne przedmioty.
Po upływie ćwierćwiecza, nie muszę, w obliczu Jego śmierci, robić bilansu ani podsumowania. Wiem to od dawna. Kształtował mnie jako badacza-empiryka. Ale także ukształtował moje myślenie o gospodarce, rynku pracy, giełdzie. Chyba całkowicie. I głównie Jemu zawdzięczam to, że w swojej aktywności zawodowej poza Uniwersytetem, zdołałem zebrać moc doświadczeń menedżerskich, eksperckich i nadzorczych.
Zawsze służył pomocą, zawsze życzliwie i wręcz entuzjastycznie odnosił się do wyzwań, które podejmowałem. Po prostu mogłem na Niego liczyć. Interesował się, pytał, ale i krytykował. Czasami ostro i zdecydowanie. I to było najcenniejsze. I tego będzie mi bardzo brakowało. Konsultowałem z Nim wiele wyborów – tak w badawczych projektach, jak i w ramach uniwersyteckich oraz pozauniwersyteckich trajektorii zawodowych. Jego nazwisko znają wszyscy studenci, którzy są słuchaczami moich wykładów z metodologii nauk społecznych od 2003 r. Nie tylko jako współautora podręcznika, lecz przede wszystkim jako krytycznego konsultanta, do którego zwracałem się z prośbą o radę, o uzasadnienie, o wiedzę wreszcie.
Chwile jak ta stanowią zwykle impuls do rozrachunku, do przemyśleń, do próby spojrzenia na kogoś inaczej niż dotąd. Nie muszę tego robić, ponieważ zawsze wiedziałem, że mam w bliskim otoczeniu mądrą, życzliwą i pogodną osobę. Niezwykle ceniłem sobie tę przyjaźń. I nie da się jej niczym zastąpić…
prof. UAM dr hab. Sławomir Banaszak